Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 167.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potrzebował jakiegoś Ministerjum Finansów! Ucałowałam więc moich starych i poszłam żyć w suterynach z proletariatem. Starałam się być użyteczną ludziom zupełnie beznadziejnym. Pani rozumie, co to znaczy? To jest takim ludziom, którzy nie mają gdzie iść i niczego się w życiu nie spodziewają. Pani pojmuje, jakie to straszne... niczego się w życiu nie spodziewać! Myślę czasem, że tylko w Rosji takich ludzi i taką bezdenną nędzę znaleźć można. Otóż, pogrążyłam się w nią — ale, wie pani? niewiele tam da się zrobić. Tak, przynajmniej dopóki Ministerjum Finansów i jemu podobne śmieszne ohydy stoją na drodze. Byłabym chyba zwarjowała w daremnych walkach z tą gadziną, gdyby nie pewien mężczyzna. Biedna, świątobliwa owocarka, moja stara mistrzyni i przyjaciółka, wynalazła go dla mnie całkiem przypadkowo. Pewnego wieczora przyszła po mnie, cichutka, spokojniutka, jak zawsze. Poszłam za nią, nie pytając, gdzie mnie zaprowadzi; ta strona mego życia była całkowicie w jej rękach i bez niej duch mój byłby zmarniał. Ów mężczyzna był to młody robotnik; litograf z zawodu — zamieszany w sprawę związków wstrzemięźliwości, pamięta pani? Dużo ludzi popakowano wtedy do więzienia. Znowu Ministerjum Finansów! Cóżby się z niem stało, gdyby biedni ludzie zaprzestali się zbydlęcać pijaństwem? Słowo daję, gotowabym myśleć, że finanse i to wszystko inne są wynalazkiem djabła, gdyby nie to, że wiara w nadprzyrodzone źródło złego nie jest wcale potrzebną; ludzie sami są zdolni do wszelkiego złego. Finanse, w istocie!
Nienawiść i pogarda zasyczały w jej głosie, gdy wymawiała ten wyraz „finanse“, ale w tej samej chwili łagodnie pogłaskała kota, spoczywającego w jej objęciach. Podniosła go nawet zlekka i, nachylając głowę, otarła poli-