Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 143.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widocznie nie spodziewał się tak stanowczej wskazówki i zrazu, podniósłszy głowę, zamigotał ciemnemi okularami z pogodną ciekawością, lecz zmiarkowawszy się, wstał szybko, chwytając bardzo zręcznie kapelusz z kolan.
— Jakże to być może, Nataljo Wiktorówno, żeby pani tak długo trzymała się zdala od tego, co jest — niech sobie złe języki mówią o tem, co chcą — jedynem środowiskiem intelektualnej swobody i usiłowaniem nadania kształtu wysokiemu pojmowaniu naszej przyszłości? Co się tyczy szanownej matki pani, rozumiem to do pewnego stopnia. W jej wieku nowe poglądy — nowe twarze są może... Ale pani! Byłażby to nieufność, czy obojętność? Musi pani zerwać z tą wstrzemięźliwością. My, Rosjanie, nie mamy prawa trzymać się zdaleka jedni od drugich. W naszych warunkach jest to prawie zbrodnią przeciw ludzkości. Nie wolno nam pozwalać sobie na zbytek osobistego cierpienia. W dzisiejszych czasach nie zwalcza się szatana modlitwą i postami. A w gruncie rzeczy jest to głodzenie się. Pani nie powinna się głodzić, Nataljo Wiktorówno. Nam trzeba siły. Siły duchowej, oczywiście. Co się tyczy każdej innej, któż zdoła sprostać nam, Rosjanom, jeżeli tylko użyjemy jej. Inaczej grzeszy się w dzisiejszych czasach i droga do zbawienia dla czystych dusz jest także inną. Nie znajduje się jej już w klasztorach, lecz w świecie, w... —
Głęboki jego głos wychodził jak z pod ziemi i słuchacz czuł się zanurzonym w tych dźwiękach aż po wargi. Panna Haldin przerwała mu w sposób podobny do usiłowań tonącego, który chce utrzymać się na powierzchni wody. Wtrąciła z odcieniem niecierpliwości:
— Ależ, Piotrze Iwanowiczu, ja wcale nie myślę wstępować do klasztoru. Któżby tam szukał zbawienia!?
— Mówiłem pod przenośnią.