Strona:PL Joseph Conrad-W oczach Zachodu 067.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poczucie konieczności swobody ma ten człowiek. A jego niektóre wyrażenia, takie proste, a takie trafne, takie właśnie, na jakie tylko lud w swej pierwotnej mądrości zdobyć się umie. O! to typ!
— Ja, pojmujesz, nie miałem wiele sposobności — mruknął Razumow przez zęby.
Haldin wciąż wpatrywał się w sufit.
— Widzisz, bracie, ja tam często bywałem ostatniemi czasy. Zanosiłem książki, broszury. Wielu z tych biedaków, którzy tam mieszkają, umieją czytać. Bo widzisz, biesiadników na ucztę wolności trzeba szukać po zaułkach i wertepach. Prawdę rzekłszy, niemal mieszkałem tam wkońcu. Jest tam stajnia...
— Tam właśnie widziałem się z Ziemianiczem — przerwał Razumow. Jakiś chochlik podszepnął mu, by dodać: — Zrobiło mi to dobrze, pod pewnym względem wyszedłem stamtąd znacznie uspokojony.
— O! to typ! — ciągnął dalej Haldin zwolna, wciąż wpatrując się w sufit. — Poznałem go, widzisz, w ten sposób. Od kilku tygodni, to jest odkąd zdecydowałem się uczynić to, co trzeba było uczynić, odosobniłem się. Wyprowadziłem się od wdowy, od której odnajmowałem pokój. Pocóż miałem narażać tę poczciwą kobietę na to, by ją policja zadręczyła? Przestałem widywać się z kolegami.
Razumow przysunął sobie ćwiartkę papieru i zaczął na niej kreślić linje ołówkiem.
„Na honor“ pomyślał gniewnie. Troszczył się o bezpieczeństwo wszystkich, tylko nie o moje“.
Haldin mówił dalej:
— Dziś rano, a! dziś rano to było co innego. — Jak ja ci to wytłumaczę? Nim czyn został spełniony, włóczyłem się po nocy, a w dzień leżałem w ukryciu. Układałem