Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 139.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

koju, podnosząc woalkę, żeby spojrzeć na swego zbawcę.
Odsłoniła twarz skamieniałą. Z tej twarzy patrzyły oczy duże, bez łez, rozszerzone, matowe.
— Niema niebezpieczeństwa — odrzekł, spoglądając jej w oczy niemal ostro, lecz pani Verlokowej, uciekającej przed szubienicą, spojrzenie jego wydało się pełne energii i czułości.
Jego poświęcenie wzruszało ją, i kamienna twarz złagodniała nieco w swem ponurem, nieruchomem przerażeniu... Towarzysz Ossipon patrzył na nią tak, jak nigdy żaden kochanek nie patrzał na twarz swej kochanki. Aleksander Ossipon, anarchista, zwany „doktorem“, autor medycznego (i sprośnego) pamfletu, autor odczytów o społecznem znaczeniu hygieny, jakie miewał w klubach robotniczych — wolny był od pęt pospolitej moralności — ale uznawał prawa naukowe. Był uczonym i z punktu naukowego zapatrywał się na tę kobietę, siostrę zwyrodniałego osobnika, zwyrodniałą także, urodzoną morderczynię. Patrzył na nią, wzywając Lombrosa tak, jak włoski wieśniak, wzywa swego patrona. Badał ją ze stanowiska naukowego. Przyglądał się jej policzkom, nosowi, oczom, uszom... Wszystko złe! Fatalne! Pod jego natarczywem spojrzeniem rozchyliły się blade wargi pani Verlokowej; spojrzał na jej zęby... Niema najmniejszej wątpliwości... Skończony typ zbrodniarki... Jeżeli w tej chwili towarzysz Ossipon nie polecił swej duszy patronowi Lombroso, to tylko dlatego, że, stojąc, na swojem naukowem stanowisku, nie wierzył wcale w posiadanie tego, co się duszą