Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 137.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że sprawdzić, że pan Verlok, i, przypuśćmy, pan Smith są jedną i tą samą osobą. Widzisz, jak ważną jest rzeczą, żebyś się nie pomyliła w odpowiedzi. Czy możesz wogóle objaśnić mnie pod tym względem? Może nie? Co?
Odpowiedziała mu bez wahania.
— Teraz już wiem! Nie umieszczał pieniędzy na swoje nazwisko. Powiedział mi raz, że składa je pod nazwiskiem Prozora.
— Pewna jesteś tego?
— Zupełnie pewna.
— Nie przypuszczasz, że bank mógł coś wiedzieć o jego prawdziwem nazwisku? Że go ktoś znał w banku, albo...
Wzruszyła ramionami.
— Zkądżebym to mogła wiedzieć? Czy to jest prawdopodobne, Tomie?
— Nie. Zdaje mi się, że nie jest prawdopodobne. Ale byłoby bezpieczniej wiedzieć napewno... Już jesteśmy. Wysiądź pierwsza i idź prosto na dworzec. Ruszaj się żwawo...
Pozostał chwilę w dorożce i zapłacił dorożkarzowi własnemi pieniędzmi. Program ułożony tak przezornie, wypełnił co do joty. Kiedy pani Verlokowa, trzymając bilet do Saint-Malo w ręku, weszła do damskiej poczekalni, towarzysz Ossipon poszedł do bufetu i w ciągu siedmiu minut, połknął trzy porcye gorącego brandy z wodą.
— Muszę rozpędzić katar — powiedział do panny bufetowej, uśmiechając się przyjaźnie.
A potem wyszedł, unosząc z tej uczty twarz