Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 129.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Potężna postać towarzysza Ossipona przemknęła się prędko jak cień przez cały sklep i przykucnęła posłusznie w kącie. Zaczął tam macać niespokojnie i nagle, przy pomruku jego klątwy, światło w pokoju za sklepem zakołysało się i zgasło jednocześnie ze zdławionem histerycznem westchnieniem kobiety. Noc — niezawodna nagroda pracowitych wysiłków ludzkich na ziemi, noc otoczyła pana Verloka rewolucyonistę — „jednego z tych dawnych“ skromnego strażnika społecznego bezpieczeństwa; nieocenionego tajnego agenta Δ w raportach barona Stott-Wartenheima, sługi prawa i porządku, wiernego, zaufanego, pewnego, nieocenionego, pomimo małej słabostki, że sądził się być kochanym dla osobistych swoich zalet.
Ossipon w nieprzeniknionych ciemnościach namacał drogę do kontuaru. Pani Verlokowa, stojąc na środku sklepu, powtórzyła rozpaczliwie:
— Nie chcę, żeby mnie powiesili, Tomie. Nie chcę!...
Umilkła. Ossipon z za kontuaru rzucił ostrzeżenie:
— Nie krzycz!
A potem zamyślił się głęboko.
— Czy sama to zrobiłaś? — zapytał głucho, ale z pozornym spokojem, który natchnął serce pani Verlokowej głęboką wdzięcznością dla tej opiekuńczej siły.
— Sama — wyszeptała niewidzialna.
— Nie przypuściłbym nigdy, że to możliwe — bąknął. — Niktby nie przypuszczał...
Usłyszała, że idzie w mroku, a potem rozległo