Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 124.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Każdej chwili można się tu dostać pod klucz — pomyślał z gniewem.
Miał takie uczucie, jakby potrzebował przedostać się na drugą stronę muru, dźwigając na plecach kobietę. Nagle uderzył się w czoło. Przypomniała mu się linia Southampton-St-Malo. Statek odpływa około północy. A pociąg wychodzi o 10 m. 30. Uspokoił się i rozweselił odrazu.
— Z dworca Waterloo... Mamy dość czasu! Zdążymy... O co ci jeszcze idzie? To nie w tej stronie — zrobił uwagę.
Pani Verlokowa, objąwszy jego ramię, ciągnęła go na Brett-street.
— Wychodząc, zapomniałam zamknąć sklep — szepnęła okropnie wzburzona.
Sklep i wszystko co w nim jest nie obchodziło już teraz towarzysza Ossipona. Umiał on ograniczać swe żądania. Chciał powiedzieć:
— O co ci idzie? Rzućmy to wszystko...
Ale się powstrzymał. Nie lubił sprzeczek o błahostki. Przyspieszył nawet kroku, przypuszczając, że może zostawiła w komodzie pieniądze. Ale nie mógł nadążyć jej gorączkowej niecierpliwości.
W sklepie na pierwszy rzut oka zdawało się, że jest ciemno. Dom stał otworem. Pani Verlokowa oparła się o ścianę i wyjąkała:
— Nikt tu nie był. Patrz! Światło — światło tam, w pokoju za sklepem!
Ossipon, wyciągnąwszy głowę, dojrzał słabe światło za ciemnym sklepem.
— Świeci się — powiedział.
— Zapomniałam o nim...