Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 123.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się, lecz trzymając go za wyłogi wilgotnego paltota. — Ratuj mnie! Ukryj mnie. Nie daj im mnie zabrać. Zabij mnie raczej. Ja sama nie mogłam tego zrobić — nie mogłam — nie mogłam! — chociaż tak bardzo się boję...
Pomyślał sobie że to kobieta bardzo dziwna. Zaczęła budzić w nim nieokreślony pokój. Zapytał posępnie, pogrążony w namysłach:
— Czego u dyabła boisz się?
— Czy się nie domyślasz, do czego byłam zmuszona? — wybuchnęła.
W zamęcie straszliwych obaw, rozmyślając nad okropnością swego położenia, Winifreda wyobrażała sobie, że jej bezładne słowa objaśniły mu wszystko. Uczuła ulgę dokonanego wyznania i nadawała odrębne znaczenie każdemu słowu towarzysza Ossipona, który jednak naprawdę nic nie wiedział.
— Czy się nie domyśliłeś, co musiałam uczynić?
Głos jej zamarł.
— Domyślisz się teraz, czego się lękam — szeptała ponuro z goryczą. — Nie chcę! Nie chcę! Nie chcę! Przyrzecz mi, że mnie wpierw zabijesz...
Pochwyciła go znowu za paltot.
— Nie dam się! — krzyknęła.
Upewnił ją krótko, że nie cofa swych przyrzeczeń, ale starał się jej nie sprzeciwiać, bo miał już dużo do czynienia ze zdenerwowanemi kobietami i umiał użyć nabytego doświadczenia w każdym odrębnym wypadku. Wyspiarskie położenie Wielkiej Brytanii narzucało się jego myślom w sposób nieprzyjemny.