Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 097.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czuciem i przywiązaniem. Westchnął i zagasił gaz w kuchni. Miał szczere współczucie dla żony i niemal łzy w oczach, gdy, stojąc w pokoju za sklepem, rozmyślał o samotności, jaka jej zagraża. I z tego jeszcze względu żałował bardzo, że Stevie opuścił ten niemiły świat. Pomyślał z żalem o jego zgonie. Żeby tylko ten chłopiec nie był tak głupio wysadził się w powietrze!
Nienasycony głód, jaki często objawia się po wysiłku przebytych niebezpieczeństw, dał się znowu uczuć panu Verlokowi. Spojrzał na kawał wołowiny leżącej na stole, niby pogrzebowa stypa biednego Stevie i zabrał się do jedzenia. Jadł chciwie, bez umiarkowania, krając grube plastry mięsa ostrym nożem kuchennym, i połykał je bez chleba. W trakcie tego posiłku zwrócił uwagę na to, że nie słyszy kroków żony w sypialnym pokoju. Myśl, że może ją zastać siedzącą na łóżku wśród ciemności, nietylko odjęła mu apetyt, ale i chęć pójścia na górę. Położywszy nóż, zaczął uważnie nadsłuchiwać.
Usłyszał wreszcie jakiś ruch. Winnie przeszła przez pokój i otworzyła okno. Po chwili zamknęła je zwolna, a potem postąpiła parę kroków i usiadła. Pan Verlok usłyszał, że obuwa się na ulicę. Wzruszył lekko ramionami i odszedłszy od stołu stanął przed ogniem plecami obrócony do niego, z głową na bok przechyloną, ogryzając znowu końce paznogci. Nadsłuchiwał jej ruchów. Chodziła po pokoju, zatrzymując się to przed szafą, to przed komodą. Ciężar niesłychanego znu-