Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 086.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny. Rozmyślał, że w czasie jego uwięzienia, będzie musiała zajmować się sklepem. A pomnąc jak bardzo uczuje brak chłopca, zaniepokoił się. Jak ona zniesie tę samotność sama zupełnie w całym domu? A gdyby nie wytrzymała, co się stanie ze sklepem? Chociaż pan Verlok pogodził się już z tem, że przestanie być tajnym agentem, nie miał zamiaru narażać się na zupełną ruinę.
Żona, siedząca w kuchni sama i w milczeniu, budziła w nim trwogę. Gdyby choć matkę miała przy sobie. Ale ta głupia stara... Trzeba koniecznie rozmówić się z żoną... Zamknął drzwi sklepu od ulicy i zagasił gaz.
Zapewniwszy sobie w ten sposób samotność, poszedł do pokoju za sklepem i zajrzał do kuchni. Pani Verlokowa siedziała na tem miejscu, na którem zasiadał zwykle biedny Stevie do rysowania swoich nieskończonych kółek. Ręce trzymała złożone na stole, głowę oparła na rękach. Zwykła jej obojętność i brak ciekawości, ułatwiające zgodne pożycie, teraz w tej tragicznej chwili, stawały na przeszkodzie wyznaniom. Pan Verlok odczuwał boleśnie tę trudność. Chodził naokoło stołu, jak wielkie zwierzę po klatce.
Mijając drzwi, spoglądał na żonę. Nie lękał się jej. Wyobrażał sobie wciąż, że jest przez nią kochany. Ale nie przyzwyczaiła go do zwierzeń. Nie umiał opowiedzieć jej teraz tego, co sam odczuwał niejasno: że niekiedy okrutne przeznaczenie sprzysięga się na ludzi. Nie mógł jej opowiedzieć, że można być prześladowanym przez widmo człowieka o pełnej, wygolonej twarzy, dopóty, aż się zdobę-