Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 072.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skając z uszanowaniem podaną rękę. Prawdziwą żonę. Mówił mi, że po rozmowie w ambasadzie byłby rzucił wszystko, sprzedał sklep i wyjechał z Anglii, ale wiedział, że żona nie zgodziłaby się na to. Charakterystyczna cecha prawowitych stosunków — dodał posępnie dyrektor (wspomniawszy własną żonę, która odmówiła także wyjazdu z kraju). — Tak, a tymczasem padł ofiarą rodzony brat tej prawowitej żony. Rodzinny dramat...
Roześmiał się i wyszedł, zostawiając wielkiego męża zagłębionego w rozmyślaniach.
Dyrektor miał w sobie wojownicze instynkta. Ta sprawa wydała mu się opatrznościową wskazówką do rozpoczęcia wojny. Pilno mu było zacząć. Poszedł powoli do domu, układając w drodze plan kampanii i zastanawiając się nad psychologią pana Verloka. W salonie było ciemno, poszedł więc na górę i spędził pewien czas między sypialnią a garderobą, przebierając się i chodząc tu i tam z miną lunatyka. Ale otrząsnął się z zadumy, w drodze do domu, gdzie była jego żona u wielkiej pani, opiekunki Michelisa.
Wiedział, że mu tam będą radzi. Wchodząc do mniejszego salonu zobaczył żonę wśród osób, zebranych przy fortepianie. Młodzieńczy kompozytor, siedząc na taburecie przed fortepianem, wykładał coś dwom panom, których plecy wyglądały staro i trzem wysmukłym kobietom, których plecy zdradzały młodość. Za parawanem pani domu miała przy sobie dwoje tylko gości: mężczyznę i kobietę, którzy siedzieli obok siebie na fotelach u stóp sofy. Wielka pani wyciągnęła rękę do wchodzącego.