Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 062.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rów, które jednak uprawiane ręką umiejętną, miały niewątpliwą wartość dla pojedynczych osobników i dla całego społeczeństwa. Fatalne, fatalne powikłanie... Pozostawi ono Michelisa bez szwanku: wydobędzie na jaw domową fabrykę profesora, zburzy cały dotychczasowy system nadzoru; odbije się nieskończonymi odgłosami w dziennikach, które w tej chwili przedstawiły się inspektorowi jak utwory szaleńców, pisane na użytek głupców. I w duchu godził się na słowa pana Verloka: wyrzeczone w odpowiedzi na jego ostatnią uwagę.
— Może nie. Ale ujawni się dużo rzeczy. Byłem zawsze uczciwym człowiekiem i pozostanę uczciwym w tym razie...
— Jeżeli ci pozwolą — przerwał mu cynicznie inspektor. — Będą cię moralizowali, zanim się dostaniesz na galery. A w końcu, możesz usłyszeć wyrok, który cię zadziwi. Nie dowierzałbym temu panu, który z tobą rozmawiał.
Pan Verlok słuchał, marszcząc brwi.
— Radzę ci uciekać, dopóki można. Nie otrzymałem dotąd żadnych rozkazów. Są tacy między nimi — dodał z naciskiem — którzy myślą, że już cię niema na tym świecie.
— Doprawdy? — wyrzekł pan Verlok.
Nie spodziewał się tak pomyślnej wiadomości.
— Takie jest ogólne mniemanie — skinął głową inspektor. — Zniknij... Uciekaj...
— Dokąd? — warknął pan Verlok.
Podniósł głowę i, spojrzawszy na zamknięte drzwi sklepu, szepnął z boleścią: