Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 058.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wzięła machinalnie w obie ręce. Oczy jej robiły się coraz większe, gdy oglądała.
— Poznaję — szepnęła.
Podniosła głowę i zachwiała się.
— Dlaczego... dlaczego to zostało oddarte?
Inspektor wyrwał jej z rąk tę szmatkę, a ona osunęła się ciężko na krzesło. Pomyślał sobie: sprawdzenie tożsamości zupełne. I w tej dopiero chwili, objawiła mu się cała, zdumiewająca prawda. Tym „drugim“ był Verlok...
— Zdaje mi się — rzekł — że pani więcej wie o tym wypadku z bombą, niż nawet sama przypuszcza.
Pani Verlokowa siedziała ciągle osłupiała, pogrążona w bezdennem zdumieniu. Jaki to wszystko może mieć związek. I zesztywniała tak, że nie była w stanie odwrócić głowy na dźwięk dzwonka, na który inspektor okręcił się na miejscu, jak wrzeciono. Pan Verlok zamknął drzwi i przez chwilę obaj patrzyli na siebie.
Pan Verlok, nie zważając na żonę, podszedł do inspektora, który odetchnął, zobaczywszy, że wraca sam.
— Pan tutaj! — mruknął ociężale pan Verlok. — Kogo pan szuka?
— Nikogo — odrzekł cicho inspektor. — Chciałbym tylko pomówić z panem parę słów.
Pan, Verlok, ciągle blady, powrócił z miną zdecydowaną. Nie spojrzał na żonę. Rzekł tylko:
— Więc proszę za mną.
I wszedł pierwszy do pokoju za sklepem. Zaledwie zamknęły się za nimi drzwi, pani Verloko-