Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 046.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Chciałabym wiedzieć, kto cię może przymusić? — rzekła Winifreda, siedząc spokojnie z założonemi rękoma naprzeciw małżonka. Nie jesteś niewolnikiem. W tym kraju nikt nie potrzebuje znosić niewoli...
Umilkła i dodała z niezachwianą i przekonywającą szczerością:
— Interes nieźle idzie. Dom mamy wygodny...
Obejrzała się po pokoju, ogarniając go spojrzeniem od rogu, w którym stał kredens, do kominka z płonącym ogniem. Pokój wtulony zacisznie za sklepem z podejrzanymi towarami, miał pozór czystości i wygody uczciwego domu. Winnie odczuwała boleśnie nieobecność brata, używającego błotnistej willegiatury w okolicach Kentu, pod opieką pana Michelisa. A ten dom był i domem Steviego — jego domowem ogniskiem. Pani Verlokowa, wspomniawszy to, wstała i przeszła na drugą stronę stołu do męża, mówiąc z głębi serca:
— A ja ci się przecież nie naprzykrzyłam...
Pan Verlok nie odpowiedział. Winnie oparła się na jego ramieniu i pocałowała go w czoło. Stała tak chwilę nieruchomo. Cisza panowała, przerywana tylko syczeniem gazu...
Pod tym niespodziewanym i długim pocałunkiem pan Verlok, uchwyciwszy się obu rękoma brzegów krzesła, znieruchomiał. Gdy żona wyprostowała się, puścił krzesło, wstał i stanął przed ogniem. Z nabrzmiałą twarzą, jak odurzony, śledził ruchy żony zapuchniętymi oczyma.
Pani Verlokowa sprzątała spokojnie ze stołu. Spokojnym głosem roztrząsała projekt, rzucony przez