Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.2 018.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszystko z czasem zużywa się i mija. Co do przywiązania Winifredy do brata, staruszka nie miała wątpliwości, ale co do małżeńskiego pożycia córki odrzuciła wszelkie złudzenia. Bardzo rozsądnie uznała, że im mniej będzie się wyzyskiwało dobroć pana Verloka, tem dłużej będzie ona trwała. Dobry ten człowiek kochał widocznie żonę, ale zapewne wolałby mieć jaknajmniej jej rodziny. Lepiej więc, żeby pozostał jeden tylko Stevie. I dlatego bohaterska staruszka postanowiła usunąć się od dzieci, spełniając czyn poświęcenia i mądrej przezorności.
Czuła, że przez to wzmocnią się prawa, jakie ma Stevie. Biedny chłopiec — dobry, pożyteczny w domu, choć trochę... dziwny — nie został zabrany razem z matką w taki, mniej więcej, sposób, jak meble, do niej należące. Ale co się stanie — myślała staruszka — w razie jej śmierci? A myślała o tem z trwogą. Ale, oddając go siostrze, usuwając się sama, pozostawiała go w korzystnej dlań zależności. Poświęcała się dla zapewnienia opieki i bytu synowi. Była to dla niej jedyna droga. W każdym razie uniknie srogiego niepokoju na łożu śmierci. Ale było to ciężko, ciężko, bardzo ciężko...
Dorożka brzęczała, szczękała, podskakiwała, jak jaki średniowieczny przyrząd do torturowania przestępców. Podniesiony głos matki brzmiał jękliwie.
— Wiem, moja droga, że będziesz mnie odwiedzała, gdy znajdziesz wolną chwilę. Wszak prawda?
— Naturalnie — odrzekła krótko Winnie, patrząc przed siebie.