Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podniósł kołnierz kurtki i podkręcił w górę końce swych czarnych wąsów. Zadowolniła go subtelna zmiana, jaką sprawiły te drobnostki.
— Dobrze! — pomyślał. — Trochę zmoknę, trochę się zabłocę...
Przypomniał sobie kelnera i pieniądze, leżące na stole. Kelner patrzył na nie, śledząc jednocześnie wysoką postać niemłodej panny, dążącej do dalszego stolika.
Dyrektor, wyszedłszy, zastanawiał się, że ludzie, bywający w tej restauracyi, zatracili zupełnie cechy swej narodowej odrębności. Byli równie wynarodowieni, jak potrawy, które im podawano. Jednakże nie spotykało się nigdzie indziej tych zagadkowych osobników. Niepodobna było wyobrazić sobie dokładnie czem ci ludzie zajmowali się we dnie, i gdzie nocowali. I on sam miał teraz takiż wygląd. Miłe uczucie swobody i niezależności ogarnęło go, gdy szklane drzwi restauracyi zamknęły się za nim z trzaskiem. Zapuścił się w błotnistą przestrzeń ulicy, zasianej latarniami, duszącej się w czerni słotnej, londyńskiej nocy, na którą składają się sadze i krople deszczu.
Brett-street leżała niedaleko. Odłamywała się na bok od trójkątnego placyku, otoczonego ciemnymi, tajemniczymi domami, przybytkami drobnego handlu, pustoszejącymi na noc. Tylko owocarnia na rogu roztaczała jaskrawe światło i barwy. Naokoło wszystko było czarne i przechodnie znikali w ciemnościach, minąwszy promień światła, oświetlający stosy pomarańcz i cytryn. Awanturniczy dyrektor Wydziału wyjątkowych przestępstw