Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 140.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Już gotów do wyjścia — szepnął, pochwycił kapelusz i znikł.
Dyrektor wyszedł innemi drzwiami, w sposób mniej elastyczny. Przeszedł z powrotem wielki plac, wrócił spiesznie do urzędowego gmachu. Szedł ciągle prędko aż do drzwi swego prywatnego gabinetu. Zanim jeszcze drzwi zamknął, rzucił badawcze spojrzenie na biurko. Stał chwilę bez ruchu, a potem zaczął szukać na podłodze, usiadł na fotelu zadzwonił i czekał.
— Naczelny inspektor Heat już wyszedł?
— Wyszedł, Ekscelencyo. Przed pół godziną.
Dyrektor skinął głową, nie wstając zesunął z czoła kapelusz i pomyślał, że to jest zupełnie w stylu tego przeklętego Heata, usuwać cichaczem jedyny dowód... Ale myślał o tem bez urazy. Starzy i zasłużeni słudzy mogą sobie dużo pozwalać. Załatwiwszy się krótko z rozmyślaniem nad nieufnością Heata napisał kartkę do żony, polecając jej usprawiedliwić go przed dostojną opiekunką Michelisa, u której tego wieczora mieli być na obiedzie.
Krótka kurtka i niski, okrągły kapelusz, które wyjął z zasłoniętej firanką alkowy, gdzie stała umywalnia, rząd drewnianych wieszadeł i półka — zmieniły zupełnie jego powierzchowność, uwydatniając wydłużoną, poważną, śniadą twarz. Wyszedł z alkowy na pełne światło, podobny do widma chłodnego, zamyślonego Don Kiszota, posępnego zapaleńca, z zapadłemi oczyma. Wymknął się szybko, jak cień, z areny swojej codziennej działalności. Wyszedł na ulicę, podobną do błotnistego akwaryum, z którego wypuszczono wodę. Otoczyła go ponura, ciemna