Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 085.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bał mu się. Ale miałem z tem trochę kłopotu. Trzeba było najpierw wykroić dno, a potem je przylutować. W puszce umieściłem słój z grubego szkła, z szeroką szyją, ściśle zakorkowany, oblepiony wilgotną gliną i zawierający szesnaście uncyi X 2 zielonego proszku. Przyrząd wybuchowy został połączony z zaśrubowanym wierzchołkiem słoja. Wytłomaczyłem mu dokładnie jak dowcipnie pomyślane jest wszystko. Rurka zawierająca...
Ale Ossipon nie słuchał.
— Jak myślicie? Co się właściwie stało? — przerwał profesorowi.
— Nie mogę odgadnąć. Obliczone to było na dwadzieścia minut po zaśrubowaniu wierzchołka. Musiał albo za długo czekać, albo poprostu upuścił puszkę. A wtedy wybuch nastąpił. Przyrząd sprawił się dobrze. Obawiałem się najwięcej jakiejś niedokładności przy ostatecznem nastawieniu. Ale niemożna nigdy obliczyć ludzkiej głupoty. I przeciw ludziom niepodobna zabezpieczyć najlepszego nawet przyrządu.
Profesor skinął na kelnera. Ossipon siedział sztywno, a jego oczy, skutkiem wytężonej pracy mózgu, patrzały błędnie.
Kiedy kelner zapłacony odszedł, Ossipon wstał, z miną głębokiego niezadowolenia. Obawiał się nagany ze strony Czerwonego Komitetu, ciała, które nie miało stałego miejsca zamieszkania. Nazwisk jego członków nie znał dokładnie. Gdyby z tej nieprzyjemnej sprawy wynikło cofnięcie skromnych zasiłków, udzielanych na wydawnictwo pamfletów P. P. —