Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 066.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Verlok odchrząknął i zapytał:
— Czy zgasiłaś gaz na dole?
— Zgasiłam — odparła żona. Biedny chłopiec jest dziś bardzo wzburzony — szepnęła po chwili.
Pana Verloka nic nie obchodziło wzburzenie Steviego, lecz był przerażająco roztrzeźwiony i obawiał się ciemności i ciszy, jakie zapanują po zgaszeniu lampy. Ten lęk skłonił go do zrobienia uwagi, że Stevie nie posłuchał jego rady, co do pójścia na spoczynek. Pani Verlokowa wpadła w sidła i zaczęła tłumaczyć mężowi, że to wcale nie „zuchwalstwo“ lecz tylko „wzburzenie“. W całym Londynie niema chłopca w tym wieku, równie ładnego i uległego jak Stevie — dowodziła; ani tkliwszego i posłuszniejszego a nawet pożyteczniejszego, byle tylko ludzie nie kręcili mu w biednej głowie. I, zwracając się w stronę leżącego małżonka, uniosła się na łokciu i zaczęła tłumaczyć, jak dalece pożytecznym członkiem rodziny jest Stevie. To uczucie, rozdmuchane do chorobliwych rozmiarów w jej dziecięcych latach. widokiem cierpień brata zabarwiło teraz jej policzki lekkim rumieńcem i rozpaliło blask w dużych ciemnych oczach, pod czarnemi rzęsami. Pani Verlokowa odmłodniała w tej chwili; wyglądała tak młodo, jak dawna Winnie, tylko więcej ożywiona, niż ta dawna Winnie bywała kiedykolwiek w obecności lokatorów matki. Pan Verlok, miotany niepokojem, nie zwracał uwagi na słowa żony. Zdawało mu się, że głos jej dochodzi z wielkiego oddalenia. Dopiero jej widok przywołał go do przytomności.