Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 061.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uwiódł i wydarł przyjacielowi, a potem niejednokrotnie usiłował strząsnąć z siebie do rynsztoka. I całe szczęście dla niego, że powracała uporczywie, bo gdyby nie to, nie miałby teraz kto wsadzić go do omnibusa, w którym ten ludzki upiór odbywał zwykłą przejażdżkę w pogodne poranki. A gdy nieposkromiona, swarliwa wiedźma umrze, chwiejący się na nogach upiór zniknie także i będzie wtedy koniec z buntowniczym Karolem Jundtem. Moralne pojęcia pana Verloka oburzał też optymizm Michelisa, zawojowanego przez bogatą, starą opiekunkę, która postanowiła osadzić go w wiejskim domku, jaki miała w okolicy Londynu. Tam były więzień, będzie mógł całymi dniami wałęsać się po cienistych alejach i rozmyślać w rozkosznem próżniactwie. Co zaś się tyczy Ossipona, to ten nie zazna nigdy braku, dopóki nie zbraknie na świecie głupich dziewcząt, składających oszczędności.
Pan Verlok, podobny zupełnie usposobieniem do swych współtowarzyszów, przeciągał jednak między nimi a sobą wyraźną granicę. Bo różnił się od nich głębokim poszanowaniem form towarzyskiej przyzwoitości, nad którą górowała jedynie niechęć do wszelkiego rodzaju trudu, cecha, wspólna większej części rewolucyjnych reformatorów dzisiejszego układu społecznego. Bo nie podnoszą oni buntu przeciw nierówności i przywilejom wynikającym z tego układu, tylko przeciw obowiązkom moralności, panowania nad sobą i pracy, jakiemi te przywileje trzeba opłacać. Większość rewolucyonistów to wrogowie wszelkiej karności i wszelkiego trudu. Reszta buntowników, to ludzie próżni,