Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 031.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

takim jak ty, fałszywe pojęcie o zadaniu służby tajnych agentów. Ale teraz moim obowiązkiem jest objaśnić cię, czem nie jest wydział tajnej służby. Nie jest filantropijną instytucyą. I kazałem cię tu wezwać po to, żeby ci to powiedzieć…
Pan Włodzimierz zauważył przerażenie na twarzy agenta i uśmiechnął się drwiąco.
— Widzę, że rozumiesz mnie doskonale. Przypuszczam, że masz dość sprytu do swojej roboty. Ale czego nam potrzeba, to czynów — czynów!
Powtarzając ten ostatni wyraz, pan Włodzimierz położył długi, biały palec na krawędzi stołu. Gruby kark pana Verloka, nad aksamitnym kołnierzem paltota, zabarwił się purpurowo. Wargi jego zadrżały i otworzyły się szeroko.
— Jeżeli pan sekretarz raczy przejrzeć moje raporty — zagrzmiał potężnym basem, bez śladu chrapliwości — to znajdzie w nich ostrzeżenie, jakie podałem przed trzema miesiącami, z powodu bytności w Paryżu Wielkiego Księcia Romualda, a które stąd przesłane zostało telegraficznie tamtejszej policyi i…
— Pst! Pst! — przerwał mu, krzywiąc się groźnie, pan Włodzimierz. — Francuska policya nie potrzebowała twojego ostrzeżenia… Nie rycz tak! Co u dyabła przyszło ci do głowy?
Pan Verlok zaczął usprawiedliwiać się z zapomnienia, a w tonie jego głosu, obok uniżoności, była duma. Tłomaczył, że jego organ głosu, sławny na robotniczych wiecach, zwoływanych w olbrzymich salach, niemało przyczynił się do utrwalenia jego opinii, jako dobrego i godnego zaufania