Strona:PL Joseph Conrad-Tajny agent cz.1 024.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zobaczył postać czarno ubraną, wierzchołek łysej głowy i długie, szpakowate faworyty, zwieszające się z dwóch stron pomarszczonych rąk. Wchodzący niósł przed oczyma pęk papierów, szedł do stołu drobnym krokiem, przeglądając po drodze papiery. Tajny radca Wurmt, kanclerz ambasady, miał wzrok trochę krótki. Zasłużony ten urzędnik złożył papiery na stole i ukazał twarz bez cery, brzydoty melancholijnej, okoloną ciemno szpakowatymi włosami, przeciętą gęstemi krzaczastemi, ciemnemi brwiami. Założył binokle w czarnej oprawie na gruby, niekształtny nos i zadziwił się, ujrzawszy pana Verloka. Słabe oczy zaczęły mrugać niespokojnie pod krzaczastemi brwiami. Nie przywitał się: pan Verlok, również znając swoje stanowisko, nie witał go, tylko pochylił leciuteńko potężny grzbiet w granatowym paltocie.
— Mam tu pańskie sprawozdania — przemówił biurokrata, głosem nadspodziewanie łagodnym i słabym, przyciskając papiery wskazującym palcem. — Nie jesteśmy zadowoleni z postawy tutejszej policyi — dodał po chwili.
Pan Verlok nieznacznie wzruszył ramionami. I po raz pierwszy, od przekroczenia progu swego domu, otworzył usta.
— Każdy kraj ma inną policyę — zauważył filozoficznie.
A widząc, że urzędnik ambasady wpatruje się w niego uporczywie, mrugającemi oczyma, uważał, że musi coś dodać.
— Niech mi wolno będzie zaznaczyć, że nie mam sposobu oddziaływania na tutejszą policyę.