Strona:PL Joseph Conrad-Sześć opowieści 298.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozpacz tamtej chwili była odzwierciadlona na twarzy hrabiego. Myślałem, że fizycznie musiała go sparaliżować taka niespodzianka. Myśli jego jednakowoż pozostały w wysokim stopniu czynne. Rozbierały każdą możliwość alarmu. Pomysł wydania silnego okrzyku o ratunek też przychodził mu do głowy. Lecz hrabia nie uczynił niczego w tym rodzaju, a powód, dla którego się powstrzymał, jest dla mnie dobrym świadectwem, że zachował zupełną przytomność umysłu. W jednym momencie zrozumiał, że nic nie mogło przeszkodzić napastnikowi również podnieść krzyku.
— Młody człowiek mógł w jednej chwili odrzucić nóż i udać, że ja jestem napastnikiem. Dlaczego nie? Mógłby powiedzieć, żem go zaatakował. Dlaczego nie? Byłoby to jedno nieprawdopodobieństwo przeciwstawione drugiemu. Mógł powiedzieć cokolwiek — wytoczyć przeciwko mnie jakieś hańbiące oskarżenie — czy ja wiem co? Sądząc z ubrania, nie był zwykłym rozbójnikiem. Zdawał się należeć do lepszej sfery. Cóż ja mogłem powiedzieć? On był Włochem — ja jestem cudzoziemcem. Oczywiście mam paszport, a tutaj jest nasz konsul — lecz trzeba by się było dać zaaresztować, powlec po nocy do urzędu policyjnego jak zbrodniarz...
Wzdrygnął się. W jego charakterze lęk wobec skandalu znacznie był silniejszy niż obawa samej śmierci. I z pewnością — zważywszy pewne osobliwości neapolitańskich obyczajów — dla wielu ludzi cała rzecz musiałaby pozostać na zawsze diabelnie zagadkową historią. Hrabia nie był szaleńcem. Jego wiara w zacną spokojność życia otrzymała tak brutalny wstrząs, że teraz mógł już się spodziewać wszystkiego. Lecz ponadto przyszła mu do głowy myśl, że ten młody człowiek był może po prostu wariatem w ataku furii.