Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 263.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nym. — Westchnął i zamilkł, lecz po chwili podjął znów z energją:
— Będzie wojna! Tchnienie walki wieje przez wyspy. Czy jeszcze dożyję?... Ach, tuanie — ciągnął już spokojniej — stare czasy były najlepsze! Żeglowałem z wojownikami z plemienia Lanun i napadaliśmy w nocy na ciche okręty z białemi żaglami. To było jeszcze nim angielski radża zaczął rządzić w Kuchingu. Walczyliśmy między sobą i byliśmy szczęśliwi. Teraz, kiedy walczymy z wami, czeka nas tylko śmierć!
Powstał, zabierając się do odejścia. — Tuanie — rzekł — czy pamiętasz niewolnicę Bulangiego? tę co narobiła całego tego kłopotu?
— Pamiętam. Co się z nią stało?
— Wychudła bardzo i nie mogła pracować. Wtedy Bulangi, który jest złodziej i zjadacz świńskiego mięsa, odstąpił mi ją za pięćdziesiąt dolarów. Umieściłem ją wśród moich kobiet aby stała się tłustą. Pragnąłem usłyszeć jej śmiech, lecz widać urzekł ją ktoś i... parę dni temu... umarła. Nie, tuanie! Czemu mówisz złe słowa? Stary jestem, to prawda, ale dlaczego nie miałbym pragnąć widoku młodej twarzy i dźwięku młodego głosu w moim domu? — Urwał i zaśmiał się ponuro, dodając:
— Jestem jak biały człowiek — mówię wiele o tem co nie powinno znajdować się na ustach mężczyzn, gdy rozmawiają ze sobą.
I odszedł zgnębiony.

* * *

Milczący, rozkołysany tłum, zbity w półkole u schodów „Szaleństwa Almayera“, rozwarł się przed gro-