Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 257.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dym wydostawał się już przez szczeliny. Ali porwał hamak i jednym susem znalazł się u stóp werandy.
— Zajęło się dobrze — mruknął Almayer. — Spokojnie, Jack! — zwrócił się do małpki, która szarpała się rozpaczliwie, chcąc wyrwać się z uwięzi.
Drzwi pękły od góry do dołu: buchnął ogień i dym, wypierając Almayera aż do balustrady. Wytrwał tam, dopóki potężny huk nad głową nie dał znać że dach jest w płomieniach. Wówczas zbiegł ze schodów krztusząc się dymem, który ścigał go i czepiał się niebieskawym wieńcem jego włosów.
Po drugiej stronie rowu oddzielającego podwórze Almayera od osady, tłum mieszkańców Sambiru gapił się na płonący dom białego. W spokojnem powietrzu blado-ceglaste płomienie strzelały wysoko, mieniąc się fjoletem w jaskrawem słońcu. Cienka kolumna dymu wznosiła się prosto wgórę i gubiła w jasnym błękicie. W pustej przestrzeni między dwoma domami ujrzano wyniosłą postać białego, wlokącą się ze spuszczoną głową w kierunku „Szaleństwa Almayera“.
Tak więc Almayer przeniósł się do nowego domu. Objął w posiadanie świeżą ruinę i w upartym obłędzie swego serca czekał z niepokojem i udręką na zapomnienie, które wciąż jeszcze nie przychodziło. Uczynił wszystko co tylko mógł. Zniweczył wszelki ślad istnienia Niny, a teraz pytał siebie każdego rana, czy zapomnienie przyjdzie przed wieczorem? czy wogóle przyjdzie przed śmiercią? Pragnął żyć tylko tak długo aby móc zapomnieć. Uporczywość pamięci napełniała go przerażeniem i odrazą do śmierci. Jeśli umrze zanim cel jego życia zostanie osiągnięty, będzie musiał pamiętać na wieki! Tęsknił także za samotnością —