Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 254.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzucali łupiny na ziemię, złączeni ufnem porozumieniem i serdeczną przyjaźnią. Ali poszedł ugotować trochę ryżu, zrzędząc pod nosem, gdyż nie było w domu ani jednej kobiety; nie miał pojęcia gdzie się podziały. Almayer zdawał się nie dbać o nic: skończywszy jeść siedział wciąż na stole, machając nogami i wlepił oczy w rzekę, zatopiony w myślach.
Po niejakim czasie wstał i podszedł do drzwi pokoju leżącego na prawo od werandy. Było to biuro: biuro Lingarda i Sp. Wchodził tam bardzo rzadko. Nie prowadził żadnych interesów i nie potrzebował już biura. Drzwi były zamknięte; stał i namyślał się, gryząc wargi, gdzie też klucz może się znajdować. Nagle przypomniał sobie: wisi na gwoździu w pokoju kobiet. Zbliżył się do wejścia zasłoniętego czerwoną firanką, zwisającą w nieruchomych fałdach; zawahał się chwilę, wreszcie pchnął zasłonę ramieniem, jakby to była jakaś ciężka zapora. Wielki czworokąt słonecznego blasku leżał na podłodze. Na lewo stała drewniana skrzynia pani Almayer, pusta, z odrzuconem wiekiem; tuż obok błyszczały miedziane gwoździe, któremi był nabity europejski kufer Niny, tworząc na wierzchu dwie duże litery: N. A. Kilka sukien Niny wisiało na drewnianych kołkach, przybrawszy w swem opuszczeniu sztywny wygląd urażonej godności. Przypomniał sobie że sam te kołki wystrugał i zauważył że bardzo są porządne. Gdzież ten klucz? rozejrzał się i zobaczył że wisi obok drzwi. Czerwony był od rdzy. Zmartwił się, lecz wnet się opamiętał i zdziwił że go to obeszło. Cóż to szkodzi? Wkrótce nie będzie już ani klucza, ani drzwi, ani niczego. Zatrzymał się z kluczem w ręku; czy też zdaje sobie sprawę, o co mu właściwie chodzi? Wrócił na werandę i stanął w zamyśleniu