Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 249.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

płynęłoby wówczas gładko i szczęśliwie pod pieczą dwóch miłości! Serce wyrywało mu się do niej. Jeśli jej wyzna, że miłość ku niej potężniejsza jest aniżeli...
— Nigdy ci nie przebaczę! — krzyknął i zerwał się jak oszalały, przerażony swojem marzeniem.
Po raz ostatni zdarzyło się że podniósł głos aż do krzyku. Odtąd mówił zawsze monotonnym szeptem, podobny muzycznemu narzędziu, które wydało ostatni dźwięk pod ciosem brutalnej dłoni co stargała wszystkie struny.
Nina powstała również i spojrzała na ojca. W gwałtownym okrzyku zdradziła się jego miłość, łagodząc cierpienie Niny. Przygarnęła do serca opłakane szczątki tego uczucia z nienasyconą chciwością kobiety, która lgnie rozpaczliwie nawet do resztek i strzępów miłości — i to wszelakiej miłości — jako do czegoś co z prawa jej przynależny i jest tętnem jej życia. Położyła obie dłonie na ramionach Almayera i patrząc na niego tkliwie rzekła z odcieniem żartobliwości:
— Mówisz tak, bo mnie kochasz.
Almayer zaprzeczył głową.
— Tak, kochasz mnie — powtórzyła łagodnie, a po chwili dodała: — I nie zapomnisz mnie nigdy!
Almayer zadrżał. Nie mogła mu powiedzieć nic okrutniejszego.
— Łódka płynie już po nas! — zawołał Dain, wskazując na czarną plamkę między wybrzeżem a wysepką.
Wszyscy spojrzeli w tę stronę i stali w milczeniu, póki czółno nie przybiło do brzegu. Jakiś człowiek wysiadł i szedł ku nim. Zatrzymał się w pewnem oddaleniu, jak gdyby się namyślał.
— Z czem przyjeżdżasz? — spytał Dain.