Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 237.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wydać im człowieka, którego wczoraj zwałeś przyjacielem. Dainie — zwróciła się do postaci stojącej nieruchomo w mroku — przynoszę ci śmierć zamiast życia — on cię wyda, jeżeli nie porzucę ciebie na zawsze!
Dain zbliżył się, objął Ninę za szyję i szepnął jej do ucha:
— Mogę zabić go tak jak stoi, nim zdoła wymówić słowo. Od ciebie to tylko zależy. Babalaczi musi już być blisko.
Wyprostował się, wypuścił ją z ramion i zwrócił się w stronę Almayera, który patrzył w nich z wyrazem skupionej wściekłości.
— Nie! — krzyknęła dziko, czepiając się z trwogą Daina. — Zabij mnie raczej! może ci wtedy daruje. Nie znasz serca białego człowieka. On woli ujrzeć mnie martwą niż oddać w twoje ramiona. Przebacz mi, przebacz twej niewolnicy, ale nie zabijaj go! — Upadła mu do nóg, łkając gwałtownie i powtarzając ciągle: — Zabij mnie! zabij!
— Chcę cię mieć żywą — rzekł po malajsku Almayer z ponurym spokojem. — Albo pójdziesz za mną, albo on będzie wisiał. Słyszysz co mówię?
Dain odepchnął Ninę i nagłym ruchem uderzył w pierś Almayera rękojeścią krissa, zwracając ostrze ku sobie.
— Hai, popatrz tylko! łatwo mi było obrócić ostrze w stronę przeciwną — rzekł równym, spokojnym głosem. — Odejdź, tuanie Putih — dodał z godnością. — Darowuję ci twoje życie, moje życie i jej życie. Jestem niewolnikiem tej kobiety, a ona tego żąda.
Niebo zaciągnęło się szczelnie mrokiem. Szczyty drzew tonęły w gęstwie chmur wiszących nisko nad lasem, polanką i rzeką. Kontury zanikły w głębokiej