Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 228.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko głęboki jego oddech. Przez rozdarcie w lecącej chmurze przelotna jasność spłynęła na polankę; spostrzegł nagle wyciągniętą ku sobie rękę z czemś błyszczącem i usłyszał krzyk Niny: „Ojcze!“ Dziewczyna znalazła się w mgnieniu oka między Dainem i rewolwerem Almayera. Gwałtowny jej okrzyk zbudził echa drzemiących lasów. Wszyscy troje zastygli w milczeniu; zdawało się że powstrzymują wybuch uczuć aż do chwili gdy cisza nastanie. Na widok Niny Almayer opuścił rękę i postąpił krok naprzód. Dain łagodnie usunął Ninę na bok.
— Czy jestem dzikim zwierzem że usiłujesz zabić mnie znienacka i w ciemności, tuanie Almayer? — rzekł, przerywając naprężone milczenie. — Dorzuć chróstu do ognia — ciągnął dalej zwracając się do Niny — a ja będę pilnował mego białego przyjaciela aby nie wyrządził krzywdy ani mnie ani tobie — o rozkoszy mego serca!
Almayer zgrzytnął zębami i podniósł znów ramię. Błyskawicznym skokiem Dain znalazł się przy nim; zawiązała się krótka walka, rewolwer wypalił nieszkodliwie, aż wreszcie wyrwany z ręki Almayera zawirował w powietrzu i padł w krzaki. Obaj mężczyźni stali obok siebie, ciężko dysząc. Podsycony ogień rzucał niepewny krąg blasku i oświetlał przerażoną twarz Niny, która patrzyła na nich z wyciągniętemi rękoma.
— Dainie! — krzyknęła ostrzegawczo — Dainie!
Uspokoił ją skinieniem i zwrócił się z dwornością do Almayera.
— Możemy teraz porozmawiać, tuanie. Łatwo zadać śmierć, ale czy twoja mądrość potrafi przyzwać z powrotem życie? Mogłeś ją zranić — ciągnął wskazując na Ninę. — Ręka ci drżała; nie bałem się o siebie.