Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 224.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzie do nich z uśmiechniętą twarzą i wyciągnie ręce na znak poddania. Mówiąc przyjazne słowa znajdzie się wreszcie tak blisko, że wrogom dość będzie wyciągnąć ręce aby go wziąć w niewolę. Wówczas skoczy między nich z bojowym okrzykiem na ustach i krissem w garści; zadając śmiertelne ciosy, ujrzy tryskającą ciepłą krew nieprzyjaciół i skona z uszami pełnemi wrzasku wrogów.
Porwało go uniesienie. Chwycił za kriss; odetchnąwszy głęboko, rzucił się naprzód — przeciął puste powietrze i padł na twarz. Nagła niemoc ogarnęła go po napadzie szaleństwa; leżał jak ogłuszony i czuł że jeśli ma umrzeć z chwałą, musi się to stać zanim ujrzy Ninę. Tak będzie lepiej. Gdyby ją zobaczył raz jeszcze, śmierć stałaby się zbyt okropną. Potomek radżów i zdobywców uczuł ze zgrozą, że zaczyna wątpić o własnem męstwie. Porwały go dręczące wyrzuty sumienia, ale nie zgłuszyły żądzy życia. Leżał, nie śmiejąc uczynić najlżejszego ruchu. Przepadła jego wiara w siebie; niema w nim już nic z mężczyzny. Pozostało tylko cierpienie — albowiem powiedziane jest, że ciało ludzkie będzie pastwą męki aż do ostatniego tchnienia. I lęk pozostał. Dain spojrzał w głębie swej przepastnej miłości, odczuł całą jej moc i słabość — i ogarnęła go trwoga.
Słońce zniżało się powoli. Cień zachodniego lasu wstąpił na polankę, rzucił swój chłodny płaszcz na spiekłe barki mężczyzny i pośpieszył zlać się z cieniami innych lasów po wschodniej stronie. Słońce przystanęło na chwilę wśród delikatnej koronki gałęzi; zdało się że z przyjaźni tak się ociąga, że nie chce opuścić postaci leżącej wśród zielonego łanu. Orzeźwiony chłodnym, wieczornym powiewem Dain usiadł wreszcie