Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 204.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

które wybiegły na czarne niebo i zawisły bez tchu nad tem dziwnem rozstaniem — wpatrywała się badawczo w zwiędłą jej twarz; zatopiła wzrok w zapadłych oczach zdolnych przeniknąć mroczną przyszłość w świetle długich, bolesnych doświadczeń. Tak jak dawniej uczuła się znów we władzy dziwnego czaru bijącego z uniesień matki i proroczej pewności jej słów. Wyroczny ton i gniewne uniesienia pani Almayer przyczyniły się niemało do opinji o czarodziejskiej władzy, z jakiej słynęła w osadzie.
— Ja byłam niewolnicą, a ty będziesz królową — ciągnęła pani Almayer, patrząc wprost przed siebie: — lecz pamiętaj o tem co jest siłą mężczyzny, a co jego słabością. Drżyj przed jego gniewem aby widział w świetle dnia twoją trwogę; ale śmiej się z tego w sercu, gdyż po zachodzie słońca będzie twym niewolnikiem.
— Niewolnikiem! on, władca życia! Nie znasz go, matko.
Pani Almayer zaśmiała się pogardliwie.
— Mówisz jak głupia biała kobieta. Co ty wiesz o gniewie męskim i o męskiej miłości? Czy czuwałaś nad snem mężów strudzonych od zadawania śmierci? Czy poczułaś kiedy uścisk potężnego ramienia co zdolne jest wrazić głęboko kriss w bijące serce? Yah! jesteś białą kobietą i winnaś modlić się do niewieściego boga!
— Dlaczego mi to mówisz? Słuchałam twoich słów tak długo że zapomniałam o dawnem życiu. Czy stałabym teraz obok ciebie gotowa na wszystko, gdybym była białą kobietą? Matko, wrócę do domu i spojrzę raz jeszcze w twarz ojca.
— Nie! — rzuciła gwałtownie pani Almayer. — Nie! on śpi teraz snem dżynu; gdybyś wróciła mógłby