Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 202.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ X

— Zaszło nareszcie! — rzekła Nina do matki, wskazując na wzgórza za które stoczyło się słońce. — Posłuchaj matko — jadę teraz do zatoki Bulangiego, a gdybym nigdy już nie wróciła — —
Zamilkła nagle. Coś jakby zwątpienie zamgliło na chwilę jej oczy; przygasł gorejący w nich płomień, który tchnął życie w pogodną, obojętną jej twarz owego pamiętnego dnia — dnia radości i niepokoju, nadziei i zgrozy, nieuchwytnego żalu i mglistej rozkoszy. Trwała niezłomnie w powziętym zamiarze póki jaśniał blask słońca; w jego promiennem olśnieniu poczęła się i wzrosła miłość Niny, aż owładnęła całą jej istotą. Skryte podszepty pragnień podsycały jej niecierpliwość i tęsknotę za mrokiem, który miał położyć kres niebezpieczeństwom i walce, zwiastując szczęście, zachwyt miłości, pełnię życia. Zaszło nareszcie! Krótki, podzwrotnikowy zmierzch minął nim zdążyła z ulgą odetchnąć. Wydało jej się nagle, że ciemność roi się od groźnych głosów wzywających aby rzuciła się bez pamięci w nieznane, aby pozostała wierną własnym porywom i oddała się namiętności, która wybuchnęła w Dainie, ogarniając ją swym płomieniem. W odosobnieniu dalekiej polanki czekał wśród głuchej ciszy lasów samotny zbieg niepewny życia. Obojętny na czyhające niebezpieczeństwa, wyglądał jej przybycia. Po nią tylko wrócił; a teraz gdy nadeszła dla niego chwila nagrody, Nina zapytywała