Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 194.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakoś nie idzie — rzekł porucznik do młodszego oficera. — Zbierz pan ludzi na dziedzińcu. Muszę wydobyć z niego choć jedno rozsądne słowo. Nuże, panie Almayer! proszę się zbudzić. Niechże pan dotrzyma przyrzeczenia! Pan przecież dał słowo. Pan dał słowo honoru! Czy pan pamięta?
Almayer wyrwał się niecierpliwie oficerowi. Nagle opuścił go zły humor; spojrzał wgórę, przykładając palec do nosa.
— Pan jest jeszcze bardzo młody; przyjdzie czas na wszystko — rzekł z wielce mądrą miną.
Porucznik zwrócił się do Niny, która oparła się plecami o poręcz krzesła i czuwała spokojnie nad ojcem.
— Cała ta historja bardzo mi jest przykra ze względu na panią. Nie wiem — ciągnął dalej z pewnem zakłopotaniem, — czy mam prawo prosić panią o cokolwiek — wyjąwszy chyba o jedno: aby pani nie była obecną przy tem przykrem zajściu — ale mimo to muszę nadmienić — — — dla dobra ojca pani — że pani powinna właściwie — — to znaczy się, — uważam, że jeśli pani ma jaki wpływ na ojca powinna go pani teraz użyć, aby dotrzymał przyrzeczenia danego mi zanim — zanim popadł w ten stan.
Zauważył ze zniechęceniem, że nie zwróciła żadnej uwagi na jego słowa i siedziała wciąż ze spuszczonemi powiekami.
— Ufam — rozpoczął znowu —
— O jakiem przyrzeczeniu pan mówi? — spytała nagle Nina i powstawszy, zbliżyła się do ojca.
— Nie żądam niczego co by nie było sprawiedliwe i słuszne. Ojciec pani obiecał wydać człowieka, który w czasie pokoju targnął się na życie niewinnych ludzi; chciał ujść karze grożącej mu za złamanie prawa. Ob-