Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 188.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

soko i pośpiech był zbyteczny. Do dzieła swojego będzie mógł przystąpić dopiero z nastaniem mroku. Minął pomost Lingarda, objechał przylądek i skierował łódź do zatoczki za domem Almayera. Tkwiło tu już kilka czółen skupionych dziobami u jednego pala. Babalaczi wepchnął swoją łupinkę między łódki i wysiadł na brzeg. Z drugiej strony zatoki coś poruszyło się w trawie.
— Kto się tam kryje? — zawołał Babalaczi. — Wyjdź i pokaż się.
Nikt nie odpowiedział. Babalaczi przeszedł na drugą stronę zatoki po zsuniętych czółnach i uderzył gwałtownie laską w podejrzane miejsce. Z krzykiem wyskoczyła stamtąd Tamina.
— Cóż ty tu robisz? — spytał zdziwiony. — O mało co nie nastąpiłem na twoją tacę. Czy jestem Dajakiem że kryjesz się na mój widok?
— Zmęczona byłam i — spałam — wyszeptała zawstydzona Tamina.
— Spałaś! Twoje placki niesprzedane i zbiją cię jak wrócisz do domu — rzekł Babalaczi.
Tamina stała przed nim zmieszana i milcząca; Babalaczi oglądał ją starannie z wielkiem zadowoleniem. Postąpi za nią stanowczo pięćdziesiąt dolarów temu złodziejowi Bulangiemu. Dziewczyna podobała mu się.
— A teraz idź do domu, późno już — rzekł ostro. — Powiedz Bulangiemu że znajdę się w pobliżu jego domu nim pół nocy upłynie i że ma przygotować wszystko do długiej podróży. Rozumiesz? do długiej podróży na południe. Powiedz mu to jeszcze przed zachodem, a nie zapomnij o moich słowach!
Tamina kiwnęła głową na znak zgody i patrzyła za Babalaczim, który przelazł zpowrotem na drugą stronę zatoczki i znikł w gąszczu krzewów opasujących osiedle