Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 184.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słowa — do mnie który złożyłem mu pokłon w twojem imieniu. Zdaje mi się — dodał po chwili zgnębiony Babalaczi — że nie widziałem nigdy białego wodza w tak wielkim gniewie! Powiedział że jesteśmy gorzej niż opieszali i że chce pomówić z radżą, bo ja nic nie znaczę.
— Pomówić z radżą! — powtórzył Lakamba w zamyśleniu. — Słuchaj mnie, Babalaczi: jestem chory i muszę się położyć; przepraw się i powiedz to białym ludziom.
— Dobrze, — rzekł Babalaczi — zaraz jadę; a co będzie z Dainem?
— Wypraw go w jakikolwiek sposób. Wielka to zgryzota dla mojego serca — westchnął Lakamba.
Babalaczi powstał, zbliżył się do władcy i jął mówić z powagą:
— Jedno z naszych prao znajduje się teraz na południe od ujścia Pantai. Holenderski okręt stoi na czatach bardziej na północ, przy głównym wjeździe do rzeki. Tajnemi przesmykami wyprawię jutro Daina na pokład prao. Ojciec jego jest wielkim władcą; niech pozna naszą wspaniałomyślność. Prao zawiezie Daina do Ampanamu. Wielką będzie twoja chwała, o radżo, a nagrodą stanie ci się potężny sojusz. Almayer napewno wyda oficerom ciało niewolnika jako zwłoki Daina, a głupi biali ludzie powiedzą: „Wszystko już dobrze; niech teraz zapanuje pokój“. I zgryzota opuści twoje serce, o radżo!
— Prawda. Prawda! — rzekł Lakamba.
— A jako że się to stanie za moją sprawą, który jestem twoim niewolnikiem, nagrodzisz mnie szczodrą dłonią. Wiem o tem. Biały człowiek martwi się że skarb przepadł, bo spragniony jest dolarów jak wszyscy biali ludzie. Teraz kiedy wszystko na dobrej drodze, może się