Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 183.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oczy i zwieść całą osadę, aby każdy mieszkaniec mógł przysiąc że widział to czego nie było i aby nikt nie zdradził Daina przed białymi. Potem Dain i biała kobieta popłynęli do Bulangiego i zażądali aby im wynalazł kryjówkę. Stara pozostała przy zwłokach.
— Hai! — wykrzyknął Lakamba. — Ona jest mądra.
— Tak, ona ma swojego djabła, który szepce jej rady do ucha — potwierdził Babalaczi. — Z wielkim trudem zaciągnęła ciało aż na miejsce, gdzie dużo pni zebrało się u brzegu. Wszystko to działo się w ciemnościach, po przejściu nawałnicy. Stara czuwała obok trupa. Jak tylko dnieć zaczęło, wzięła ciężki kamień, pogruchotała twarz umarłego i pchnęła ciało między kłody. Potem skryła się w pobliżu na czatach. O wschodzie słońca Mahmat Bandżer przyszedł i znalazł zwłoki. Wszyscy uwierzyli że to Dain, nawet ja zostałem oszukany, ale nie na długo. Biały człowiek uwierzył także i uciekł do domu w rozpaczy. Kiedy znaleźliśmy się sami, powiedziałem starej kobiecie co o tem myślę. Przestraszyła się mego gniewu i twej potęgi i wyznała mi wszystko, prosząc o pomoc w ocaleniu Daina.
— Nie powinien wpaść w ręce Orang Blanda, — rzekł Lakamba — niech raczej umrze, jeśli da się to gładko zrobić.
— Niepodobna, tuanie! pamiętaj o tej kobiecie której nie można poskromić, bo jest białą — ona podniosłaby wielki gwałt! A przy tem oficerowie są tutaj. Oni już i tak się gniewają. Dain musi ocaleć; musi stąd uciec. A my dopomożemy mu ze względu na własne bezpieczeństwo.
— Czy oficerowie są bardzo rozgniewani? — spytał z zajęciem Lakamba.
— Bardzo. Wódz ich mówił do mnie gwałtowne