Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 165.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ludzi. Pójdziesz tam i będziesz sprzedawała ciastka żeglarzom z okrętu. Cokolwiek usłyszysz i zobaczysz, masz mi wszystko powtórzyć. Przyjdź jeszcze przed zachodem słońca; dam ci niebieską chustkę w czerwone kropki. A teraz idź i nie zapomnij że masz tu wrócić!
Pchął odchodzącą Taminę końcem długiej laski, tak że się aż potknęła.
— Cóż to za niemrawa niewolnica — rzekł do siostrzeńca, spoglądając niełaskawie na dziewczynę.
Tamina szła z tacą na głowie i oczami wbitemi w ziemię. Przez otwarte drzwi chat biegły ku niej przyjazne nawoływania, zapraszające aby zaszła z towarem; pogrążona w myślach nie zwracała na to żadnej uwagi, zaniedbując swoje obowiązki. Od wczesnych godzin ranka napatrzyła się i nasłuchała wielu rzeczy, które napoiły jej serce radością a zarazem wielkiem cierpieniem i trwogą. Przed świtem, zanim opuściła dom Bulangiego aby udać się do Sambiru, dosięgły jej uszu głosy z nad rzeki. Cały dom był jeszcze w śnie pogrążony. Słowa usłyszane w ciemnościach sprawiły że trzymała teraz w rękach życie człowieka, a w sercu kryła wielki smutek. Lecz nie byłby tego nikt odgadł ze sprężystego jej chodu, śmigłej postawy i twarzy obleczonej w codzienny wyraz apatycznej obojętności. Nie przypuściłby nikt że prócz ciężaru tacy i całej góry ciastek, sporządzonych skrzętnemi rękoma żon Bulangiego, Tamina dźwiga brzemię stokroć dotkliwsze. W giętkiej postaci prostej jak strzała, sunącej wdzięcznie i swobodnie, w łagodnych oczach wyrażających tylko nieświadomą rezygnację drzemały wszelkie możliwe uczucia i namiętności, wszystkie nadzieje i wszystkie obawy — przekleństwo życia i ukojenie śmierci. Lecz ona nie wiedziała o niczem. Rosła jak te otaczające ją