Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 163.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

po raz drugi. Wkrótce zjawią się tu Holendrzy i zażądają wydania tego człowieka. Czy nie lepiej uwierzyć raczej świadectwu własnych oczu niż językom bab i próżniaków?
— Mówią że ciało zabrano do kampongu Almayera — odrzekł Abdulla. — Jeśli chcesz je zobaczyć, idź tam przed przybyciem Holendrów. Wybierz się późnym wieczorem; nie trzeba aby którego z nas widziano temi czasami w osiedlu Almayera.
Reszyd zgodził się na to i opuścił stryja. W wielkich drzwiach wejściowych przystanął i wsparł się ramieniem o futrynę, spoglądając leniwie przez otwartą bramę ku głównej ścieżce osady. Słała się przed nim bezludna, prosta i żółta pod ulewą światła. Gładkie pnie palm, chaty, dach domku Almayera widzialny wśród zarośli na ciemnem tle lasu u drugiego końca ścieżki — wszystko zdawało się drgać w żarze południowej godziny bijącym od rozprażonej ziemi. Roje żółtych motyli wznosiły się i opadały w krótkich wzlotach przed przymkniętemi oczami Reszyda. U jego stóp, w bujnej trawie dziedzińca, brzęczała ckliwie kapela owadów. Patrzył sennie przed siebie.
Z bocznej ścieżki między chatami wyszła na drogę kobieta; smukła, dziewczęca jej postać kryła się w cieniu wielkiej tacy, którą niosła na głowie. Widok zbliżającej się postaci rozbudził na wpół uśpionego Reszyda. Poznał Taminę, niewolnicę Bulangiego roznoszącą ciastka na sprzedaż — codzienne zjawisko bez żadnego znaczenia. Dziewczyna szła ku domowi Almayera. Może się da użyć jej za narzędzie? Otrząsnął się z senności i pobiegł ku bramie, nawołując: „Tamino! o!“ Stanęła, zawahała się i wróciła wolnym krokiem, a on czekał, kiwając na nią niecierpliwie.