Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 159.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiać się przez rzekę w taki upał. Ale trudno — musi zawiadomić radżę o nieprzewidzianych wypadkach, o zmianie planów, o wszystkich swoich podejrzeniach. Znalazłszy się na pomoście zaczął rozplątywać linę z rattanu, którą czółno było przywiązane.
Rozległa powierzchnia dolnej rzeki mieniła się olśniewającym blaskiem. Pokrywały ją czarne plamki czółen rybackich, które zdawały się brać udział w jakichś szalonych wyścigach. Babalaczi przestał odwiązywać czółno i spojrzał z nagłem zainteresowaniem. Rybak z najbliższej łódki, znalazłszy się na odległość głosu od skrajnych chat osady, złożył wiosło i stanął w łódce, krzycząc:
— Łodzie! łodzie! wojenne łodzie jadą! są już tutaj!
W mgnieniu oka osada zaroiła się znów ludźmi biegnącymi ku rzece. Mężczyźni odwiązywali czółna, kobiety skupiły się w gromadki, spoglądając ku zakrętowi w dole rzeki. Nad drzewami porastającemi brzegi ukazał się lekki kłąb dymu, niby czarna skaza na wspaniałym lazurze przeczystego nieba.
Babalaczi stał z liną w ręku, zaskoczony tym widokiem. Spojrzał w dół rzeki, potem w górę ku domowi Almayera i znowu zwrócił się w dół, niepewny co ma robić. Wreszcie przywiązał czółno zpowrotem, rzucił się ku domowi i wbiegł po schodach na werandę.
— Tuanie, tuanie! — zawołał gorączkowo. — Łodzie jadą, wojenne łodzie. Przygotuj się, tuanie. Oficerowie przyjdą do ciebie, wiem to napewno!
Almayer dźwignął powoli głowę ze stołu i spojrzał na niego tępym wzrokiem. — Mem Putih! — krzyknął Babalaczi do Niny — popatrz tylko! On nic nie słyszy. Musisz bardzo uważać — dodał znacząco.
Nina skinęła głową z bladym uśmiechem i chciała