Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 158.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mahmat zbliżył się z pewnem wahaniem. Starał się nie patrzeć na Ninę lecz utkwił wzrok w Babalaczim.
— A teraz słuchaj — rzekł ostro Babalaczi. — Widziałeś pierścień i bransoletę, i wiesz że nie należą do nikogo innego tylko do kupca Daina. Dain przyjechał wczoraj łódką późnym wieczorem. Po rozmowie z radżą opuścił nas w nocy aby przeprawić się do domu białego człowieka. Woda była bardzo wielka — i dziś rano znalazłeś go w rzece.
— Wyciągnąłem go za nogi — mruknął pocichu Mahmat. — Tuanie Babalaczi, a moja nagroda! — wykrzyknął głośno.
Babalaczi podniósł złotą bransoletę do oczu Mahmata. „To, co ci powiedziałem, przeznaczone jest dla wszystkich uszu. To, co ci daję, przeznaczone jest dla twoich własnych oczu. Bierz!“
Mahmat wziął skwapliwie złote kółko i schował je w fałdach pasa. — Niegłupim pokazywać taką rzecz w domu gdzie są trzy kobiety — mamrotał. — Ale opowiem im o kupcu Dainie, będą miały o czem gadać.
Odwrócił się i odszedł, a za osiedlem Almayera przyśpieszył zaraz kroku.
Babalaczi spoglądał za nim póki nie znikł za krzakami. „Czy dobrze zrobiłem, Mem Putih?“ spytał pokornie, zwracając się do Niny.
— Tak — odrzekła Nina. — Pierścień możesz sobie zatrzymać.
Babalaczi dotknął ust i czoła i dźwignął się z ziemi. Spojrzał na Ninę jakby oczekiwał dalszych jej słów, lecz ona zwróciła się ku domowi i weszła na schody, odprawiając go skinieniem ręki.
Babalaczi podniósł laskę i zabierał się do odejścia. Bardzo było gorąco i nie miał wcale ochoty przepra-