Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 157.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzy; głęboki ból odmalował się w jej oczach, a cudownie piękne rysy ściągnął wyraz czujnego niepokoju. Wysoka trawa porastająca zapuszczone podwórze stała przed Niną, wyprężona w żarze południa. Od strony rzeki zbliżały się głosy i szelest bosych nóg; słychać było, jak Babalaczi daje wskazówki ludziom Almayera. Wreszcie z za węgła ukazał się szczupły korowód ze zwłokami topielca; pani Almayer otwierała pochód, głośno zawodząc, a Babalaczi szedł obok zwłok i niósł w ręku kółko zdjęte z nogi trupa. Mahmat trzymał się nieśmiało wtyle, w nadziei że nie minie go obiecana nagroda.
— Złóżcie go tutaj — rzekł Babalaczi do ludzi Almayera, wskazując na stos desek suszących się przed werandą. — Złóżcie go tutaj. Był Kafirem, i synem psa, i przyjacielem białego człowieka. On pił mocną wodę białego człowieka — dodał z udanym wstrętem. — Sam to widziałem.
Niewolnicy złożyli pogruchotane zwłoki na dwóch zsuniętych deskach; pani Almayer nakryła je kawałem białego płótna i, poszeptawszy czas jakiś z Babalaczim, odeszła do zajęć domowych. Ludzie Almayera rozproszyli się w poszukiwaniu cienistych zakątków gdzieby mogli dzień cały przepróżniaczyć. Babalaczi pozostał sam przy trupie, który leżał sztywny pod białem płótnem w jaskrawym blasku słońca.
Nina zeszła ze schodów i zbliżyła się do Babalacziego; sambirski dyplomata podniósł rękę do czoła i przykucnął z wielkim szacunkiem.
— Przyniosłeś złotą obręcz — rzekła Nina, spoglądając na zadartą twarz Babalacziego i samotne jego oko.
— Przyniosłem, Mem Putih, — potwierdził ugrzeczniony mąż stanu i zwróciwszy się do Mahmata, kiwnął na niego, wołając: „Chodź-no tu bliżej!“