Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 153.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łego człowieka, który spadł w głęboką przepaść a nie zabił się. Wydało mu się że stoi tak jakby z boku, w pewnem oddaleniu — i przygląda się niejakiemu Almayerowi, który jest w bardzo ciężkich opałach. Biedny, biedny człowiek! dlaczego nie poderżnie sobie gardła? Chciałby zachęcić go do tego i ujrzeć jak Almayer padnie martwy na trupa Daina. Dlaczego nie umiera aby położyć kres męce? Jęknął mimowoli i zląkł się swojego głosu. Czy ogarnia go szaleństwo? W najwyższem przerażeniu rzucił się ku domowi, powtarzając ciągle: „Ja nie zwarjowałem! nie, nie — naturalnie że nie!“ Starał się przyswoić sobie dokładnie tę myśl. „Nie jestem warjatem, nie jestem warjatem!“ Potknął się, wbiegając naoślep na schody i coraz prędzej powtarzał te słowa, w których widział ratunek. Zobaczył przed sobą Ninę i chciał jej coś powiedzieć, ale nie mógł sobie przypomnieć co; pochłonął go szalony wysiłek, aby nie stracić ani na chwilę świadomości że nie jest warjatem. Powtarzał wciąż to samo, biegając naokoło stołu, aż potknął się wreszcie o fotel i padł nań wyczerpany. Utkwił dziki wzrok w Ninie, wciąż zapewniając siebie pocichu że jest przy zdrowych zmysłach, i zdziwił się że dziewczyna cofa się przed nim z przestrachem w oczach. Cóż jej się stało? co za głupota! Walnął pięścią w stół i krzyknął ochrypłym głosem: „Dżynu! prędko!“ Nina wybiegła, a on siedział w fotelu cicho i spokojnie, zadziwiony hałasem jaki wywołał.
Wróciła ze szklanką nalaną do połowy dżynem. Zastała ojca wpatrzonego bezmyślnie przed siebie; czuł się teraz bardzo zmęczony, jak po powrocie z długiej podróży. Miał wrażenie, że uszedł tego ranka wiele kilometrów i spragniony był wypoczynku. Wziął