Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 137.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

piecznem miejscu. Dobrych kryjówek jest wiele, ale najlepsza z nich — to dom Bulangiego, stojący daleko stąd na leśnej polance. Bulangi jest człowiekiem pewnym. Żaden biały nie połapie się w sieci krętych cieśninek oplątujących jego siedzibę. Biali ludzie są potężni lecz głupi. Walka z nimi nie jest pożądana, ale oszukać ich łatwo. Naiwni są jak kobiety słabo władające rozumem. On, Babalaczi, podejmuje się wywieść w pole każdego białego człowieka, ciągnął dalej z niewzruszoną pewnością siebie płynącą, jak zwykle, z braku doświadczenia. Holendrzy będą prawdopodobnie szukali Almayera. Może nawet zabiorą go ze sobą, jeżeli ściągnie ich podejrzenia. Toby było wcale nieźle. Po odjeździe Holendrów Lakamba i Dain dobraliby się do skarbu bez żadnych przeszkód, przyczem jedna osoba mniej stanęłaby po podziału. Zali nie mądrość przemawia ustami Babalacziego? Czy tuan Dain zechce schronić się przed niebezpieczeństwem do wskazanej kryjówki? a może uda się tam natychmiast?
Dain przystał na projekt ukrycia się, zaznaczając że wyświadcza tem łaskę Lakambie i niespokojnemu mężowi stanu, natomiast odrzucił z miejsca propozycję bezzwłocznego udania się do Bulangiego i spojrzał znacząco w oko Babalacziemu. Dyplomata westchnął z rezygnacją, jak człowiek który poddaje się nieuniknionej konieczności i wskazał, milcząc, w kierunku przeciwległego brzegu Pantai. Dain skłonił powoli głowę.
— Tak. Udaję się tam — odpowiedział.
— Zanim dzień nastanie? — spytał Babalaczi.
— Natychmiast — odparł Dain stanowczo. — Orang Blanda nie zjawią się tu pewno przed jutrzejszym wieczorem. Muszę powiadomić Almayera o naszem postanowieniu.