Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 130.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niecierpliwie w czasie oracji premjera. Wśród ciszy zapadłej po mowie Babalacziego rozległ się urozmaicony chór chrapań, nastrojony na przeróżne tony; to straż przyboczna spoczywała znowu w głębokim śnie. Żaden z trzech ludzi pochłoniętych grą o śmierć lub życie nie zauważył dalekiego przelewania się grzmotu, który w tej samej chwili przejął serce Niny trwogą o ukochanego.
Po krótkiem milczeniu Babalaczi odezwał się znowu, zaniedbując tym razem kunszt kwiecistej wymowy. Zniżył głos i rzucał krótkie, urywane zdania. Dain naraził ich na wielki niepokój. Dlaczego nieobecność jego trwała aż tak długo? Ludzie zamieszkujący wybrzeża dolnej Pantai słyszeli wystrzały wielkich armat i widzieli ognisty statek Holendrów, błąkający się między wyspami przy ujściu rzeki. Lakamba i Babalaczi byli bardzo niespokojni. Pogłoski o klęsce dosięgły ich przed kilku dniami przez usta Abdulli; od tej chwili żyli pod grozą przeczuwanego nieszczęścia, wyczekując powrotu Daina. Zasypiali z lękiem, budzili się w przerażeniu, a dzień cały spędzali w trwodze, jak ludzie w obliczu nieprzyjaciela. Wszystko to z powodu Daina. Czy nie uśmierzy trwogi jaką wzbudzają grożące mu niebezpieczeństwa? Gdyż Lakamba i Babalaczi nie o siebie się troszczą. Żyli zawsze w spokoju, oddani duszą i ciałem wielkiemu radży w Batawji — oby los prowadził go zawsze do zwycięstw ku radości i pożytkowi oddanych mu sług! „Mój pan, Lakamba, usychał z niepokoju o kupca którego wziął pod swoją opiekę — ciągnął Babalaczi. — Abdulla był także niespokojny; bo cóżby powiedzieli źli ludzie, gdyby przypadkiem —“
— Milcz, głupcze! — warknął gniewnie Lakamba.