Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 120.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

życzliwością obróciła je bokiem do prądu i poniosła szybko i bezgłośnie między niewidzialnemi brzegami. A Dain zapomniał znów o całym świecie u stóp Niny porwany falą uniesienia, zmożony szczęściem, dumą i pożądaniem. Uczuł raz jeszcze z niezbitą pewnością że niema dla niego życia poza istotą, którą trzyma przy sercu w namiętnym, długim uścisku.
Nina wysunęła mu się z objęć z cichym śmiechem.
— Przewrócisz łódkę, Dainie! — szepnęła.
Chwilę jeszcze topił w jej oczach rozgorzałe spojrzenie, wreszcie puścił ją z westchnieniem i wyciągnął się na dnie czółna, opierając głowę o jej kolana. Spojrzał wgórę, sięgnął poza siebie, ogarniając ramionami jej kibić i splótł ręce na jej plecach. Schyliła się nad nim; wstrząsnąwszy głową rozluźniła sploty włosów, które opadły, ujmując twarze obojga w czarne ramy.
Prąd ich unosił. Nina chyliła głowę coraz niżej aby nie stracić żadnego ze słów Daina, droższych jej niż samo życie. Rodziły mu się na ustach nieokrzesane a wymowne; dzika jego natura poddała się wszechwładnej namiętności. Nic nie istniało dla tych dwojga poza łupiną wątłego czółenka. Zawarli w niem cały swój świat, tchnący potężną, zachłanną miłością. Nie widzieli zgęstniałej mgły, nie czuli przedrannego powiewu, który zacichł niebawem, zapomnieli o otaczającej ich puszczy, o całym świecie tropikalnej przyrody która czekała w uroczystem, wymownem skupieniu na pojawienie się słońca.
Gwiazdy pobladły nad gęstą oponą mgły otulającej łódkę z jej brzemieniem młodości i szczęścia. Od wschodu niebo nasiąkło srebrno-szarą barwą. Wiatr przycichł; wszystkie żyjące stworzenia nad brzegiem wielkiej rzeki zastygły w spoczynku i ciszy, nie zamąconej ani szele-