Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 116.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wódz, którego wspaniałomyślna szczodrość zaspakajała hojnie jej chciwe instynkty.
W przeddzień owego ranka kiedy Babalaczi przekonał się naocznie o słuszności swych podejrzeń, Dain i Nina pozostali dłużej niż zwykle w cienistem schronieniu. Posłyszeli ostrzegawczy krzyk pani Almayer, gdy na werandzie rozległy się już ciężkie kroki jej męża i opryskliwy głos domagający się wieczerzy. Marula przesadził lekko niski płot bambusowy i przedzierał się chyłkiem przez plantację bananów ku błotnistemu wybrzeżu zatoki, Nina zaś szła wolno ku domowi aby przygotować wieczerzę dla ojca, jak to co dnia czyniła. Almayer był szczęśliwy tego wieczoru. Przygotowania do wyprawy skończą się wkrótce; jutro spuści łodzie na wodę. Uczuł się posiadaczem nieprzebranych skarbów i z łyżką w ręku zapomniał o talerzu z ryżem, rozmyślając nad urządzeniem olbrzymiej uczty którą wyda za przybyciem do Amsterdamu. Od czasu do czasu wyrywały mu się jakieś bezładne słowa. Nina leżała w bujającym fotelu, słuchając z roztargnieniem. Przygotowania do wyprawy! złoto! cóż ją to wszystko może obchodzić? Ale gdy ojciec jej wymówił imię Daina, zamieniła się cała w słuch. Dain ma popłynąć jutro brygiem wdół rzeki, mówił Almayer; nieobecność jego potrwa kilka dni. Znowu zwłoka! to doprawdy nieznośne. Wyruszą natychmiast po jego powrocie; niema czasu do stracenia, bo rzeka zaczyna przybierać. Może nawet przybierze bardzo znacznie. Tu Almayer odepchnął niecierpliwie talerz i wstał od stołu. Ale Nina przestała go teraz słyszeć. Dain odjeżdża! Zrozumiała czemu zażądał, by o świcie spotkała się z nim w zatoce Bulangiego. Wspomniała spokojny, władczy jego głos. Jakąż rozkoszą jest spełnianie jego

72