Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 115.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Od pierwszej chwili gdy oczy jego spoczęły na Ninie, uczuł w głębi serca pewność, że ta — według niego — najpiękniejsza w świecie kobieta będzie do niego należeć. Nieuchwytny prąd wzajemnego porozumienia przebiegł między nimi, jednocząc dzikie ich natury. Dain nie potrzebował zachęcających uśmiechów pani Almayer aby chwytać każdą sposobność zbliżenia się do dziewczyny. A ona odwracała wstydliwie twarz gdy mówił do niej i zaglądał jej w oczy, lecz czuła każdej chwili że nieulękły ten mąż — który szepcze palące słowa tak chętnie przez nią słuchane — jest jej przeznaczeniem, że wymarzyła go sobie w snach — i oto stoi przed nią, dziki i zuchwały, gotów zadać wrogowi cios błyszczącym krissem lub ogarnąć namiętnym uściskiem ukochaną kobietę — żywy wzór malajskiego wodza według tradycji jej matki.
Z dreszczem rozkosznej trwogi uświadomiła sobie tajemniczą swoją jedność z tym człowiekiem. Słuchając jego słów doznała wrażenia że wskrzesił ją do nowego bytu: przy nim dopiero odczuła pełnię życia. W milczeniu i z twarzą nawpół zasłoniętą, jak przystało malajskiej dziewczynie, poddawała się fali sennego szczęścia, a Dain rzucał do jej stóp skarby namiętnej miłości w nieokiełznanym porywie dzikiej natury, nie znoszącej przymusu ni opanowania.
Wiele takich rozkosznych godzin zdających się być jedną chwilką przeżyli w mangowym gaju za osłoną krzewów. Hasło do rozłąki dawał ostry głos pani Almayer, która podjęła się łatwego zadania: czuwała aby jej mąż nie zmącił gładkiego biegu miłosnych spraw córki, cieszących się jej łaskawem i gorliwem poparciem. Patrzyła z dumą i szczęściem na bezpamiętną miłość Daina; był to w jej przekonaniu wielki, potężny