Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 113.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pokiwał smutnie głową, wspominając że Bulangi jest człowiekiem twardym; przed kilku tygodniami mało mu było stu dolarów za Taminę! Tu spostrzegł się że podczas jego rozmyślań prąd uniósł łódkę za daleko. Otrząsnął się z przygnębienia wywołanego refleksjami nad chciwością Bulangiego i kilku uderzeniami wiosła skierował czółenko do przystani w siedzibie radży.
Tegoż popołudnia Almayer chodził wzdłuż brzegu, czuwając nad ludźmi zajętymi przy naprawie łodzi. Powziął nareszcie ostateczną decyzję. Kierując się wskazówkami z notatnika Lingarda, postanowił wyruszyć na poszukiwanie owych bogatych pokładów złota. Gdy je odnajdzie, dość mu będzie sięgnąć ręką aby stać się panem nieprzebranych bogactw i przeżyć na jawie sen młodych lat. Zapatrzony w olśniewające rezultaty swoich planów, przypuścił do tajemnicy Daina Marulę aby uzyskać potrzebną pomoc i pogodził się z Lakambą. Poświęcił swoją dumę, honor i posłuszeństwo wobec prawa, wchodząc w spółkę ze wstrętnym sobie człowiekiem. Wiedział jednak że wobec olbrzymiego ryzyka przedsięwzięcia koniecznym jest współudział Lakamby, który zobowiązał się pomóc mu zastrzegając sobie udział w zyskach. Wielkie niebezpieczeństwa groziły wyprawie, lecz Marula był odważny; ludzie jego zdawali się dorównywać męstwem swojemu wodzowi, a wobec poparcia Lakamby powodzenie było zapewnione.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni pochłonęły Almayera przygotowania do wyprawy; chodził wśród swych robotników i niewolników pogrążony jak gdyby we śnie, choć przytomny; praktyczne szczegóły tyczące się wyekwipowania łodzi mieszały mu się z wyrazistemi obrazami niesłychanych bogactw, które przysłaniały mu nędzę codziennego życia; palące słońce, błotniste