Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 109.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

worków kupił sułtan! sto worków, tuanie!“ Abdulla, przeświadczony że chodzi tu o wiele ważniejsze sprawy, przyjmował jednak informację z wszelkiemi oznakami zdziwienia oraz szacunku i rozchodzili się każdy w swoją stronę. Arab przeklinał w duchu nędznego psa, a Babalaczi wędrował dalej drożyną pełną kurzu i kiwał się, wytknąwszy naprzód brodę porosłą rzadkiemi siwemi włosami — podobny do ciekawego kozła, który puścił się na jakąś zakazaną wyprawę. Dwoje bacznych oczu śledziło jego poruszenia. Dżim Eng, dostrzegłszy w oddali Babalacziego, otrząsał się z odrętwienia zwykłego u nałogowych palaczy opjum; chwiejnym krokiem wychodził aż na środek ścieżki i oczekiwał nadejścia znakomitego męża aby go do siebie zaprosić. Lecz dyskrecja Babalacziego umiała odeprzeć nawet atak przyjacielskiej serdeczności popartej tęgim dżynem, dolewanym hojnie ręką gościnnego Chińczyka. Dżim Eng musiał wkońcu uznać się za pokonanego: pozostawał sam na sam z pustą butelką, równie mądry jak i przedtem, i spoglądał smętnie za oddalającą się postacią sambirskiego statysty, którego zawiła i kręta droga wiodła jak zwykle do kampongu Almayera.
Od chwili, gdy za pośrednictwem Daina nastąpiło pojednanie między jego białym przyjacielem a Lakambą, jednooki dyplomata stał się znów częstym gościem w domu Holendra. Można go było spotkać tam o każdej porze ku wielkiej odrazie Almayera; wałęsał się z roztargnioną miną po werandzie, siedział przycupnięty gdzieś w korytarzu, lub też wyglądał znienacka z za węgła, a zawsze był gotów wdać się w poufną pogawędkę z panią Almayer. Stosunek jego do pana domu cechowała wielka płochliwość; snać podejrzewał że uczucia, rozpierające na jego widok serce