Strona:PL Joseph Conrad-Szaleństwo Almayera 105.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szaku. Dain Marula stał naprzeciwko niej nieco z boku. Uderzony pięknością niespodzianego zjawiska zgiął się w niskim pokłonie z dłońmi złożonemi nad głową, na znak hołdu świadczonego zwyczajem malajskim tylko wielkim tej ziemi. Jaskrawe światło lampy mieniło się w złotych haftach zdobiących czarny, jedwabny kaftan Malaja; snop iskier tryskał z drogocennej rękojeści krissa zatkniętego za szeroki pas, który ujmował w biodrach gęste fałdy czerwonego sarongu. Wspaniałe kamienie, zdobiące ciemne palce rąk Daina, jarzyły się tęczowo. Wyprostował się szybko po niskim pokłonie i wsparł rękę ruchem pełnym wdzięku i swobody na rękojeści ciężkiego miecza o krótkiej pochwie, zdobnej jaskrawo barwionemi frendzlami z końskiego włosienia.
Nina, stojąc we drzwiach, patrzyła na giętką postać Malaja; średniego był wzrostu, lecz szerokie jego barki zdradzały wielką siłę. Z pod zwojów niebieskiego turbana o strzępiastych końcach, spuszczonych malowniczo na lewe ramię, wyglądała twarz kipiąca zuchwałą radością życia a jednak nie pozbawiona wyrazu pewnej godności. Kwadratowe szczęki, czerwone, wydatne wargi, ruchome nozdrza i wyniosły ruch głowy zdradzały istotę nawpół dziką, nieokiełznaną, a może i okrutną; zacierały wrażenie aksamitnej, prawie kobiecej łagodności spojrzenia o wyrazie tak znamiennym dla malajskiej rasy. Ochłonąwszy nieco ze zdumienia Nina ujrzała oczy Malaja wparte w nią z tak nieposkromionym wyrazem zachwytu i pożądania, że ogarnął ją nieznany dotąd poryw wstydu; rozkoszny niepokój przeniknął nawskroś całą jej istotę. Strwożona niezwykłością tych wrażeń zatrzymała się w progu i instynktownie zakryła twarz firanką, lecz oko, część policzka i zbłą-